Wymierająca wieś i codzienny survival jej mieszkańców

Jest taka jedna wieś w Polsce w województwie zachodniopomorskich o wdzięcznej nazwie Mieszałki. Malutka wieś, za górami, za lasami, gdzie diabeł już nawet dobranoc nie mówi, żyła sobie pewna staruszka i powiedziała "ależ ja mam wszędzie daleko". Zadzwoniłabym do swoich córek w wielkim mieście ale tutaj jest idea zasięgu. I bardzo często tylko idea. Zły czarnoksiężnik zamknął ostatni sklep i teraz muszę czekać na wspaniałego rycerza na srebrnym rumaku, który rozwozi czarodziejski chleb. I mógłbym tak opowiadać dalej w tonie bajkowym. Być może nawet ładna by z tego bajka wyszła, gdybym tylko się bardziej postarał. Niestety wpis ten z bajką nie ma nic wspólnego. Miejscowość jest prawdziwa, początek historii także jest na faktach, ludzie prawdziwi. Wszelkie podobieństwo do opisywanych wydarzeń celowe, w pełni zamierzone.

Front kościoła w Mieszałkach.
Źródło http://westernpomerania.com.pl/






























Czasem w różnych programach dokumentalnych można się dowiedzieć o istnieniu miast widm, miejscowości widm. Gdy się coś takiego ogląda lub o czymś takim słyszy można odnieść wrażenie, że to coś odległego. Tymczasem istnieje w naszym kraju (podejrzewam, że nie tylko w naszym) wiele wsi, o których świat jakby zapomniał, wsi wymierających. I w sumie nie jest to jakoś szczególnie dziwne, w końcu w historii ludzkosci wiele miast i różnego typu osad ludzkich zniknęło i wcale nie musiało to być spowodowane wybuchem wulkanu, jak to było chociażby w przypadku słynnych Pompejów. Czasem jest to powolny proces wyludniania, czasem gwałtowny związany z wysiedleniem, lub opuszczenie danej osady w ciągu jednego pokolenia z różnych powodów. Mógłbym powiedzieć, że to nawet trochę fascynujący proces, trochę darwinistyczny. Jedne osady powstają, inne znikają, jednym dane jest trwać bardzo długo i rozwijać się, często jedne osady wchłaniają inne...  Przykładem mogą być chociażby nazwy podmiejskich osiedli, bardzo często kiedyś to były podmiejskie wioski, ale miasto je wchłonęło i nazwa się zachowała jako określenie osiedla podmiejskiego.
Mógłbym sobie poteoretyzować, napisać nawet obszerny artykuł, oparty o źródła historyczne. To mógłby być nawet bardzo ciekawy temat typu „procesy przekształcania się osad ludzkich na terenie Pomorza od czasów średniowiecza do współczesności”. Nie jestem historykiem, więc nie wiem nawet czy temat jest prawidłowo sformułowany. Podejrzewam jednak, że takiego typu opracowania istnieją i były powodem kariery naukowej niejednego historyka. Historykiem jednak nie jestem ale biologiem i przyrodnikiem, stąd moje skojarzenie z darwinizmem.
Preppersi przygotowują się na różne sytuacje kryzysowe. Zamknięte sklepy, brak możliwości samodzielnego zaopatrzenia się w codzienne najpotrzebniejsze artykuły, znacznie utrudniony dostęp do opieki medycznej,  nie działający telefon komórkowy, brak dostępu do internetu... To obrazy rodem survivalu. Dla wielu osób trochę teoria – no co prawda możliwe, ale nie teraz, nie tutaj.
Otóż niestety – są miejscowości w Polsce, gdzie taka survivalowo – apokaaliptyczna wizja stała się codziennością. Może dla hobbystów survivalowców byłby to świetny sprawdzian, niestety dla mieszkańców, którzy nie mieli wyboru ani nic do powiedzenia jest to sytuacja nie do pozazdroszczenia.

Oto przykłady codziennego survivalu na wsi, którą opisuję.

1. Zaopatrzenie w artykuły codziennego użytku.
Gdy mi czegoś w domu zabraknie lub mam na coś ochotę, wychodzę do sklepu. Jest to dla mnie coś naturalnego i oczywistego. Niestety moja teściowa już nie ma takich luksusów. Rok temu właściciel zlikwidował ostatni w tej wsi sklep. Być może mu się już nie opłacało go prowadzić. Wiadomo, nie opłacało mu się, miał zbyt niskie obroty, więc nie będzie pracować charytatywnie. Dzisiaj do wsi przyjeżdża samochód 3 razy w tygodniu, w którym można kupić chleb i inne pieczywo. Tylko chleb i pieczywo. Możliwość zakupu innych produktów – wyjazd do wsi  gminnej oddalonej 6 km (nie pytajcie o ceny, najtańsza szczoteczka do zębów 6 zł). Jak ktoś ma samochód to opisywana sytuacja jest dla niego drobną niedogodnością. Jeśli ktoś nie jest zmotoryzowany, to skazany jest albo na łaskę zmotoryzowanych sąsiadów, albo wynajmuje kogoś do zrobienia zakupów.

2. Dostęp do opieki medycznej.
Przychodnia lekarska w wiosce gminnej - odległość 6 km. Pomoc doraźna w nagłych przypadkach – wyjazd do Szczecinka, odległość 35 km. W nagłych przypadkach karetka? Jak uda się złapać zasięg w pomieszczeniu i uda się dodzwonić to prawdopodobnie przyjadą. Przy oknie zasięg jest wystarczający, czasami. No ale jest zasięg na zewnątrz, więc jak coś Ci się stanie i potrzebujesz realnie pogotowia to wyjdź na dwór i zadzwoń.

3. Kiedyś była tu dobrze prosperująca szkoła. Prawdopodobnie od lutego już nie będzie jej wcale.. Szkołę ostatecznie likwidują. Młodzi ludzie wyjeżdżają i nie jest to już emigracja ale ewakuacja. Więc komu rodzić?

4. Szkoły nie będzie, to mogę domniemać, że parafia też zostanie zlikwidowana, ponieważ proboszcz nie będzie miał się jak utrzymać. Wszystkim antyklerykałom pragnę tylko powiedzieć, że ksiądz nie ma pieniędzy z tytułu bycia księdzem. Księdza co prawda przeniosą być może tam, gdzie będzie mógł utrzymać siebie i parafię, ale parafianie na Mszę to będą chodzić albo do innej wsi, albo może ksiądz na jedną Mszę w tygodniu przyjedzie. Nie wiadomo. Czas pokaże…

5. Jak już wspomniałem, młodzi odchodzą do miast, starsi powoli sukcesywnie odchodzą do wieczności. Być może ktoś mógłby tutaj otworzyć wielkopowierzchniowe gospodarstwo rolne lub ogrodnicze. Miałby gdzie. Taki inwestor rozruszałby trochę wieś, byłoby zatrudnienie dla kilku młodych ludzi.  Niestety nikt taki się tu nie pojawił. Proces wymierania wsi widziany tutaj, teraz na żywo.

6. Komunikacja
Nie masz własnego środka transportu? Pozostaję Ci PKS zogromną ilością kursów: Rano wyjedziesz (około 6:00), po południu wrócisz tym samym autobusem, którym wyjechałeś, około 17:00. Dobrze i tak, że jest cokolwiek. Czy te kursy będą jeszcze funkcjonować? To akurat jest wielką niewiadomą. Nie ma co mieć do firm PKS pretensji, jeśli będzie mało pasażerów firma charytatywnie jeździć nie będzie.

To tylko przykłady. Niedogodności jest o wiele więcej. Wioska to naprawdę sprawdzian dla preppersów. Młoda osoba poradziłaby sobie. Ja być może przyzwyczaiłbym się do zakupów raz na tydzień… Jednak osoba, której kręgosłup działa na zasadzie cudu Bożego niech ktoś wytłumaczy, że może samodzielnie piec chleb a mąkę kupić raz na miesiąc. Starsza osoba, która całe życie spędziła na roli i w ogrodzie, której zdrowie szwankuje, proszę namawiać do odtworzenia autonomicznego gospodarstwa. Takie rzeczy dla ludzi młodych. Taki survival jest dla osób młodych lub co najmniej jeszcze sprawnych fizycznie a nie dla ledwo chodzących staruszków. Takich wsi, jak wspomniane Mieszałki, jest w Polsce na pewno kilkadziesiąt. Niestety opisywany proces wymierania wsi to tragedia i przymusowy survival starszych mieszkańców.

Komentarze

  1. Spoko wpis, survival jest świetny, autonomia jest świetna, ale dla ludzi którzy tego chcą , i mają możliwości, tutaj ewidentnie ludzie pozostawieni sami sobie, z nędznymi emeryturami. Problemy egzystencjalne starszych ludzi to także wielkie miasta ale to materiał na inny wpis. Andrzej amnin prepersi, góry survival

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Andrzeju za odwiedziny i komentarz.
      Autonomia... A była tu była... Kiedyś... W czasach młodości mojej ślubnej, no to liczmy te ponad 20 lat. Wtedy moja teściowa miała tradycyjnego typu gospodarstwo wiejskie, czyli własne warzywa, trochę kur, kaczek, chyba przez jakiś czas świnie. Jednak aby się tym zajmować trzeba mieć siłę a jej na starość ubywa.
      Także obecna rzeczywistość tej miejscowości przedstawia się jak we wpisie.
      Autonomia... Teraz... Nikt tutaj nie żyje "po staremu ", jeśli można użyć takiego określenia.
      Aktualizacja. Jest tam sklep od może roku. Także jest lepiej. Teściowa sama sobie zostawiona nie jest.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.