Zimowe testy zapasów żywności

Kolejnym aspekt przygotowań celu ewakuacji był zgromadzony zapas żywności. Co do jego ilości nie miałem zastrzeżeń. Pod znakiem zapytania stał natomiast jego skład,który częściowo jest zaprezentowany na zdjęciu. Ktoś mógłby stwierdzić, że żarcie to żarcie, co tu testować. Nic bardziej mylnego. Nie wystarczy po prostu nakupować sucharów, konserw oraz różnego typu puszek i myśleć,że sprawa zapasów jest załatwiona. Warto przez kilka dni jeść tylko zapasy, by zobaczyć jak nasz organizm na taki  typ pożywienia  zareaguje. Zakładam, że większość osób an co dzień sucharów i konserw lub zupek chińskich nie jada. Jeśli już to zjadamy to od czasu do czasu.  

Reprezentacja mojego podstawowego zapasu żywności.
Głównie tym się odżywiałem w czasie grudniowego pobytu
na Rodos. Foto styczeń 2016. 

Zupki chińskie
Doszedłem do wniosku, że ich rozbudowany zapas robiłem raczej niepotrzebnie. Nie mogą one być jednym z filarów moich zapasów żywności. Po prostu mój organizm niezbyt dobrze tolerował ich większą ilość. Trzeciego dnia ich jedzenia już nie mogłem na nie patrzeć, a żołądek (który mam prawie pancerny) niezbyt dobrze się sprawował. Dobrze, że w zapasie mam duże ilości własnej mięty i piołunu, one trochę mi pomogły. Szybkość ich zrobienia, to ich jedyna zaleta. I właśnie z powodu szybkości przygotowywania z tych zupek posiłków spowodowała, że jadłem w ciągu pierwszych dwóch dni pobytu tych zupek dużo. Praktycznie kilka dziennie, ponieważ po dwóch godzinach od ich zjedzenia znowu byłem głodny. Nie ma co się dziwić, one mają naprawdę kiepski współczynnik kaloryczności do objętości. Są dobre jako forma urozmaicenia posiłków, jako dodatek od czasu do czasu. Jednak, warto poświęcić te kilkanaście minut i chociaż zwykły makaron ugotować i zjeść go z keczupem. Trzeciego dnia takie proste danie okazało się naprawdę rarytasem. Do tego razem z makaronem gotowałem pokrojone liście jarmużu, więc miałem coś co ślepemu wmówiłbym jako łazanki. Wniosek – kilka, maks kilkanaście zupek chińskich w zupełności wystarczy. Mogłoby nawet wcale  ich nie być. Szybkość przygotowania to ich jedyna zaleta. 

Konserwy
Mam kilka mięsnych z niższej półki cenowej, trochę z Krakusa, przeważająca większość to konserwy rybne w pomidorach. Co się okazało? Niestety te mięsne z niższej półki jak dla mnie są niejadalne. Najbardziej wartościowe z tych konserw to metalowa puszka, która się przydaję jako pojemnik na rozpałkę i popielniczka. Gdyby nie keczup, nie byłbym w stanie tego zjeść. Ja wiem,że w ciężkich czasach nie ma co wybrzydzać i ważne by było cokolwiek. Jeśli jednak teraz mam wybór z czego robić zapasy, to lepiej niech to będą produkty, które mi smakują i które mi nie szkodzą. Z konserw mięsnych Krakus wygrywa. Bardzo dobre jest też „Udo Preppersa”, niestety cena tych konserw uniemożliwia mi zrobienie z nich większego zapasu. Krakus już jest wystarczająco drogi. Chociaż jeśli przeliczyć cenę puszki na kilogram produktu, to wcale z jakąś burżuazją do czynienia nie mamy, jest to raczej cena przeciętnej wędliny. W sklepach, w których ja kupuję cena konserwy kształtuje się na poziomie 5 zł, konserwa ma 300 gram, za kilogram wychodzi więc 16 zł z kawałkiem. To nie jest wysoka cena, a jakość tych produktów jest naprawdę na wysokim poziomie. Jeśli założyć, że jedna konserwa to posiłek dla całej rodziny, oczywiście w charakterze dodatku mięsnego, to cena tej konserwy wcale nie okaże się wysoka. Konserwy rybne natomiast wszystkie,bez wyjątku smakowały mi. Awaryjny posiłek z makaronu z dodatkiem sardynek w pomidorach był naprawdę dobrym obiadem. Puszka taka 330 g z powodzeniem stanowiła by dodatek do 2 – 3 porcji makaronu, jeśli byśmy założyli rodzinny posiłek. O samych konserwach w innym wpisie

Zamienniki pieczywa
Myślałem, chlebek chrupki że będzie dobrym zamiennikiem pieczywa. Niestety jakoś mi nie podchodzi. Tu już się jednak nie wypowiadam, ponieważ znam osoby, dla których ten typ pieczyw to chleb powszedni. Kwestia gustu więc. Suchary bieszczadzkie natomiast sprawdzały się idealnie. Ponadto one właśnie mają korzystniejszy współczynnik kalorii do objętości, są po prostu cięższe. W sytuacji osób,które narzuciły sobie dietę – chlebki chrupkie są dobrym zamiennikiem pieczywa. Jednak gdy chcemy uzupełnić kalorie po ciężkiej pracy, chlebki chrupkie zbyt dobrym rozwiązaniem chyba nie są, ale to już moje prywatne odczucie. 

Zupki typu gorący kubek
Wszystkie uwagi dotyczące zupek chińskich dotyczą także i tych "potraw". Nawet trudno tu pisać o posiłku, bardziej to ciepły napój. Ileż wartości odżywczych może być w łyżce mąki i stosie konserwantów...Jao dodatek do sucharów od czasu do czasu może być, Jako stały element działkowej diety - szkoda zdrowia.  

Komentarze

  1. Z puszkowanych konserw jedyna "zjadliwa" i tańsza okazała się (dla naszej rodzinki 2+2) biedronkowa pt."Gulasz angielski". Jest OK. Poza tym - wszystkie mięsne to rzadkie i przesolone świństwa ;) Z Lidla polecam ich smalce smakowe - naprawdę OK. Zamiast chinek - brrr - kuskus plus dodatki. A na szybką regenerację po posiłku - suszone daktyle. Pozdrawiam Marta BeDe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszelkie smalce też bardzo lubię. Smalec dla mnie jest bardzo ważnym produktem, o wszechstronnym zastosowaniu. Nie tylko do jedzenia. Sprawdza się jako tłuszcz podstawowy, jako pasta do butów, jako paliwo do pochodni, podpałka, krem do rąk... Oczywiście do zastosowania w awaryjnych sytuacjach, na co dzień buty pastuję pastą;-)

      Usuń
  2. Warto do zapasów dodać koncentrat pomidorowy, kilka łyżeczek plus ulubione przyprawy i mamy super bazę do posiłku typu spaghetti. Do tego domowy smalec. Ja robię własny, za niewielkie pieniądze kupuję słoninę, wytapiam i przelewam do małych słoiczków. Ostatnio testowałem dwuletni smalczyk - pycha.
    KASZA !!! U mnie priorytet, zdrowa sycąca smaczna. Zwłaszcza gryczana niepalona, palona też smaczna (mniej zdrowa). Kasza jaglana - jedna z najzdrowszych roślin na ziemi.
    MIÓD - jest wieczny, ważne by był naturalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rozwianie wątpliwości związanych z terminem własnoręcznie robionego smalcu. Przyjmowałem termin półroczny co najwyżej roczny. Dwa lata to już coś.
      Koncentratu nie wprowadzam. Nie sprawdził się. Za to keczup okazał się dobrym wyjściem. Sprawdza się w potrawach na ciepło i na zimno.

      Usuń
  3. Ja z kolei mogę polecić Lidlową "Wołowinę w sosie własnym" Pikoka. Jest jeszcze lepsza od gulaszu z Biedronki - w składzie nie ma w ogóle chemii. Podbijam też kaszę kus-kus. Ja osobiście jadam to z wkrojonymi warzywami, np. marchewką, oraz dodatkiem łososia z puszki - w zależności od chęci, w oleju lub sosie pomidorowym.
    Pozdr,
    MN

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś rzadko Lidl mi po drodze. Źle się czuję w tym sklepie. Ale dzięki za radę. Co do kaszy. Jak zużyję pewną część makaronu to zacznę robić zapas kuskusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewątpliwą zaletą kuskusa jest łatwość z jaką się go przyrządza.
      Co do smalcu, to długą przydatność będzie miał tylko czysty, bez dodatków.

      Ps.
      Świetny blog. Jeszcze lepszy ten o gotowaniu.

      Usuń
  5. Ten o gotowaniu
    http://kuchnia-w-kryzysie.blogspot.com/
    powstał jako mój pierwszy. Tam też wszystkie przepisy osobiście sprawdzone, tzn nie ma tam żadnego przepisu na podstawie, którego nie gotowałem. Wpisów już tam przybywać nie będzie, ponieważ założony zeszyt o którym tam wspominam przepisałem w całości ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.