O zepsutym solarze, prądzie i kilka innych przemyśleń...

Kilka tygodni temu moja ładowarka słoneczna odmówiła współpracy. Wobec tego zostałem z akumulatorem na działce, jako jedynym źródłem prądu, bez możliwości jego samodzielnej produkcji we własnym zakresie. Ładowarki słonecznej niestety nie da się naprawić w ramach gwarancji. Początkowo myślałem, że będę musiał szybko ten brak uzupełnić najbliższym zakupem. No bo jak? Bez prądu? Po jakimś czasie jednak zacząłem myśleć inaczej. W swoim celu ewakuacji na działce mam jak na razie inne planowane wydatki, które są raczej bardziej pierwszoplanowe, ponieważ są związane ze stanem technicznym zabudowań no i samą infrastrukturą ogródka. Chcę w końcu altankę ostatecznie wykończyć, później wybudować tunel foliowy, później wędzarnie. Tak naprawdę prąd może sobie poczekać. Z resztą akumulator został, jest to akumulator samochodowy 45 Ah, jak na warunki polowo – turystyczne nie jest to mało. Raz na kilka miesięcy będę go zabierać do domu z celu naładowania. Dość kłopotliwe, ale przez rok lub więcej zda egzamin. Dlaczego o tym piszę? Bo zdałem sobie sprawę z czegoś oczywistego.
Pierwsza wersja altanki, niedokończona wtedy. Foto maj 2014.

Jeśli przygotowujemy się na gorsze czasy, to musimy pamiętać o kilku rzeczach. Oczywiście nic odkrywczego nie napiszę.
1. Nasze przygotowania na gorsze czasy nie powinny obniżyć nam jakości życia na co dzień. Chodzi głównie o wydatki. Jeśli z powodów finansowych zakup konkretnego rozwiązania zaburzy płynność finansową – lepiej tymczasowo porzucić dane rozwiązanie, lub odkładać małymi sumami aby dany cel zrealizować. W mojej obecnej sytuacji jednorazowe wyłożenie kwoty 150-200 zł może stanowić zbyt duże obciążenie. Większe byłoby zatem prawdopodobieństwo, że wskutek podjęcia wspomnianego przygotowania, zwyczajnie zabraknie pieniążków na zakupy, niż tego, że nagle musimy się  wprowadzić do celu ewakuacji i nagle potrzebujemy w nim prądu.
2. W naszych przygotowaniach należy ustalić pewne priorytety. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest niezbędne, a co jedynie przydatne. W mojej sytuacji budowa chociażby tunelu foliowego ma wyższy priorytet (lepsze plony, większe możliwości uprawy), niż autonomiczność i niezależność od zewnętrznego świata energii elektrycznej.
3. Jeśli jakaś potrzeba jest z różnych powodów dla nas kluczowa – nie możemy poprzestać tylko na jednej metodzie jej zaspokojenia. W moim konkretnym przypadku potrzeba oświetlenia – miałem autonomiczną instalacje elektryczną, która sprawdzała się naprawdę dobrze. Jeśli światło uznać za niezbędne, to jedna metoda jego uzyskania to za mało. Oprócz więc światła elektrycznego warto w celu ewakuacji mieć lampy naftowe i świeczki chociażby.
4. Czasem proste rozwiązania, takie z poprzedniej epoki, są o wiele lepsze w pewnych warunkach niż najnowsze zdobycze techniki. Wracam tutaj znowu do relacji solar a lampa naftowa.
5. Czasem po prostu w ciężkich sytuacjach należy bardziej się skupić na strategii zaoszczędzenia zasobów niż na ich pozyskiwaniu. Przykładowo prąd w mojej sytuacji na działce. No był udogodnieniem, nie ma co ukrywać. Ale w sumie do czego on mi będzie w razie W bardziej potrzebny? Do oświetlenia, które  mogę sobie zorganizować w inny dostępny sposób? Czy może lepiej zostawić go do ładowania chociażby telefonu komórkowego, w którym mam chociażby „trochę” filmów i który jest przede wszystkim bankiem wiedzy? Akurat mój nowy telefon radzi sobie względnie dobrze z odczytem plików tekstowych pdf, więc zgromadziłem w nim biblioteczkę przetrwania i „trochę” książek.
6. Papier jest najlepszym nośnikiem danych, warto więc mieć w celu ewakuacji podstawową literaturę przetrwania. Warto zgromadzić wszelkiego typu poradniki. One do użycia prądu wymagać nie będą. Jeśli nie stać nas na książki, zawsze można pobrać coś z internetu, wydrukować i odpowiednio zabezpieczone przetransportować do celu ewakuacji. Ja jestem na etapie druku prawie wszystkich swoich poradników. W mojej sytuacji koszt to niewielki. Tusz mam prawie za darmo, ponieważ swoją drukarkę napełniam chińskim atramentem. Bindowanie kosztuje tylko 5 zł, niezależnie od ilości kartek. Koszt pojedynczej książki wynosi więc w moim przypadku powiedzmy 10 zł. 

Komentarze

  1. Jeśli chodzi o drukowanie i bindowanie "trochę" książek to chyba rozsądniejszym i tańszym w dłuższej perspektywie byłby zakup jakiejś taniej bindownicy (koszt na portalu aukcyjnym za nową to około 50pln) i grzbietów do niej (ok. 15pln/100szt.). To taka moja refleksja dot. tego posta. :-)

    Pozdr,
    MN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W planach ;-). Niestety te tańsze bindownice mają ograniczenie grubości stosu do bindowania na poziomie 150-200 arkuszy. Koszt takiej gdzie grubość nie ma znaczenia to około 100 zł. Ale kupię, kupię. Cała rodzinką będzie zadowolona - wiesz - ja nauczyciel, żona nauczycielka, szwagierka nauczycielka. Bindownica w rodzinie się przyda.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.