Czy organizowanie sobie celu ewakuacji na działce ROD ma sens?

Są Święta… Mam troszkę czasu wolnego i chciałem podzielić się swoimi przemyśleniami z ostatnich czasów. Przyznam szczerze, że od jakiegoś roku poważnie się zastanawiałem nad sensem swojego celu ewakuacji na działce ROD. Doskonale zdaję sobie sprawę, że działka w ramach ROD nie jest moja, nie jest moją własnością. Znam wady i zalety działki ROD.

Działka doskonale sprawdza się na wszelkie letnie kociołkowania i grillowania. Ale czy to może być cel ewakuacji?
Nie mam żadnego prawnego tytułu do tego skrawka własnego terenu. Jestem jedynie użytkownikiem przydzielonego mi kawałka ziemi. Kawałka, kawałeczka, naprawdę niewielkiej powierzchni. Z reguły działki te mają powierzchnię od 3 do 5 arów. Piszę na podstawie swojej miejscowości – Słupska. Nie wiem jakie standardy obowiązują w innych miejscowościach. Przypuszczam jedynie, że jest podobnie. Ja mam akurat dokładnie 365 m.kw. Czyli 3,65 ara. Sama powierzchnia uprawna to około 2,5 ara, reszta to powierzchnia altanki i nazwijmy to powierzchnie wyłączone z uprawy, a to trawnik a to miejsce prac gospodarczych. W tym roku powiększyłem sobie trawnik, więc i sama powierzchnia do uprawy zmniejszyła mi się. Czy na tak małej powierzchni można w ogóle myśleć o jakiejkolwiek formie samowystarczalności chociażby pod względem żywności?
Eksperyment związany z plonami z działki wykazał jednoznacznie, że w ciągu roku nie uda się (mi by się nie udało) wyprodukować jedzenia na cały rok dla jednej osoby a co dopiero dla kilkuosobowej rodziny. Być może gdybym o wiele bardziej doszkolił się w kwestii wydajnych odmian warzyw, gdybym poeksperymentował z nowoczesnymi metodami upraw plony miałbym o wiele większe. Tego nie wiem. Na pewno, gdyby przyszło mi chociażby mieszkać na działce, miałbym więcej czasu by bardziej poświęcić się ogrodnictwu. Niestety wiadomo – pracuję na etacie i działka to u mnie przygoda weekendowo - urlopowa. Teraz oczywiście nie ma to dla mnie znaczenia. Działka to moja odskocznia od codzienności – baza ss (świętego spokoju). Oczywiście fajnie jest, gdy obficie plonuje, jest to źródłem osobistej satysfakcji – jednak nie jest celem nadrzędnym. To po prostu miejsce odpoczynku i trochę taka namiastka domku na wsi - weekendowego co prawda jedynie ale zawsze coś. Przeglądam sobie czasem różne strony, fora i wypowiedzi na grupach związanych z preppingiem. I przyznam szczerze. Był okres, gdy miałem...Nawet nie wiem jak to określić. Kryzys sensu preppingu? Nie wiem czy coś takiego istnieje, jednak to w mojej ocenie najbardziej trafne określenie tego co mnie dotykało. Szereg wątpliwości. Oczywiście nie miałem zamiaru z działki rezygnować, nadal jest ona dla mnie wspaniałym miejscem odpoczynku. Jednak czy w razie jakiegokolwiek kryzysu działka mogłaby być ratunkiem w jakiejkolwiek formie? Im więcej czytałem o zaawansowanych schronach, celach ewakuacji, na które mnie nie stać i które mogę co najwyżej rozważać teoretycznie, tym więcej miałem wątpliwości – jaki to wszystko ma sens? Po co tam gromadzę zapasy skoro w razie JTWP (słowniczek) i tak tutaj na działce nie mam szans? Czy nie wystarczy zwykła żywność podręczna na kilka dni, ot tak na przyjazd? Na co mi tutaj rozbudowany zapas grochu i ryżu? No naprawdę – miałem takie wątpliwości. Sama altanka też nie jest jakoś solidna i wybudowana na tyle mocno, by odeprzeć dowolny atak. Młotek, minuta dwie i już włamywacz jest wewnątrz. I powiem szczerze – w dużej mierze jest to zamierzone. Skoro na działce nie jestem codziennie a tym samym przez większość czasu nie jest pilnowana – lepiej nie robić solidnych zamknięć. Skoro więc byle ktoś przy odrobienie chęci włamie się do środka, to tym bardziej horda głodnych szabrowników. Ok. Mógłbym kilka lat sobie zbierać pieniądze i wybudować porządną altankę, murowaną… Sąsiedzi mają tutaj w okolicy naprawdę porządne altanki, naprawdę, takie malutkie domki, jedne murowane inne drewniane. Gdybym się postarał – po kilku latach bym coś takiego wybudował. Jednak przyznam szczerze – nie mam na to ochoty. Po pierwsze – szkoda mi na to pieniędzy. Po drugie – brałem działkę głównie jako miejsce ogrodnictwa. Moja altanka działa, da się w niej w miarę komfortowo przebywać zarówno latem jak i zimą, jak się napali to jest ciepło. Więc już dalej jej nie ulepszałem. Mogę śmiało stwierdzić – projekt działka jako cel ewakuacji uznałem za zrealizowany, na miarę moich możliwości.
Zrealizowany...No właśnie. Czy taka altanka w ramach ROD w ogóle ma sens jako cel ewakuacji, skoro nie jest odporna ani na bombardowanie, ani na hordę szabrowników a już o potencjalnej odporności wobec ataku nuklearnego nie ma co marzyć. Bez sensu to wszystko. To żaden cel ewakuacji, żadne przygotowanie. Takie były moje myśli. 
W poprzednim roku natrafiłem na bardzo ciekawy blog (link 1) Pana Przemka. Przyznam szczerze. Blog i cała postać Przemka bardzo mnie zaciekawiła. Od dość dawna jesteśmy w kontakcie przez fb. Troszkę ja Panu Przemkowi doradziłem, sporo Pan Przemek jednak mnie nauczył. Przede wszystkim...Przywrócił mi wiarę w działkowy cel ewakuacji, jeśli tak można to określić. W końcu kryzys, który może mnie zmusić do opuszczenia domu, to wcale nie musi być wojna lub globalny kataklizm. To może być zwyczajna, inna konieczność opuszczenia domu. Pan Przemek nie trafił na działko jako uchodźca wojenny ale na skutek osobistego kryzysu. Chociaż Panu Przemkowi przeszłości nie zazdroszczę, to jestem mu wdzięczny za „przywrócenie wiary”. Lepszy w końcu realnie istniejące cel ewakuacji na działce niż tylko teoretyczne rozważania o bunkrze. Działkę mam, bunkra nie. To główna przewaga. Mam tutaj dach nad głową, jest możliwość ogrzania się, zjedzenia, wyspania...Czwórka przeżycia (schronienie, ogień, woda, jedzenie) jest tutaj zapewniona. Co prawda nie mam tutaj rozbudowanej instalacji elektrycznej. Moja cała instalacja to ładowarka słoneczna 10W, akumulator żelowy 7Ah, okablowanie oraz oświetlenie. Zgromadzony prąd wystarcza na kilkanaście godzin oświetlenia i naładowanie komórki. Po co mi tutaj więcej?  Akumulator samochodowy się nie sprawdził, jest więc w domu jako awaryjne źródło prądu. Miałem netbook i telewizor, jednak i z tego zrezygnowałem. Uznałem, że zarówno na wieczorne pobyty tutaj, jak i na ewentualną konieczność wprowadzenia się telewizja nie jest tutaj niezbędna. Ja tutaj od telewizji odpoczywam. Jest radio, jest telefon i wystarczy. Nie muszę być non stop online. Skupiłem się tutaj na rzeczach najważniejszych. Zapas koców bardziej mi się tutaj przyda niż kolejny elektroniczny lub survivalowy gażdżet. Dzięki doświadczeniom Pana Przemka zmieniłem trochę tez podejście do zapasów. Obecnie zapasy żywności są oparte na ryżu, grochu oraz słoikach ze smalcem. Jest tego cała beczka. Konserwy rybne i mięsne to żywność podręczna, taka na kilka dni. 
Jak na razie...Cieszyć mogę się jedynie, że nie muszę się na działkę wprowadzać a jest ona dla mnie po prostu taką weekendowo – urlopową odskocznią. Lubie tutaj przebywać. Naprawdę tu odpoczywam. Zapas węgla tutaj? A po co mi? Jest tutaj utrzymywany zapas na poziomie 20-50 kg, taki na kilka dni, raz mniej raz więcej. W razie czego wokół ogródków działkowych można sobie drewna nazbierać. To też wniosek dzięki doświadczeniom Pana Przemka. 
Kiedy działka jako cel ewakuacji się sprawdzi a kiedy nie? Teraz nie zwracam na to zbytniej uwagi. Działka preppersa gotowa i strategicznie gotowa. I obym nigdy nie musiał w niej zamieszkać. Przede mną kolejne projekty. 

Komentarze

  1. Tak ,ma ,bo to jest bardzo wazna spawa psychologiczna ,w pierwszym momencie, głownie dla rodziny by złagodzic skutki szoku, i to jest bezwglednie zalecane.. oczywiscie PREPPERS , wykozystuje tworczo ten czas , by zorganizowac wzglednie bezpieczniejsze miejsce pobytu np. dla rodziny, czy wlasne, pamietajac o tym , ze działka i jej zasoby , beda bezwzglednie niebezpieczne dla uzytkownikow , wczesniej czy pozniej...zainteresowanych tematem kolegów zapraszam do dyskusji...sam mieszkam na terenie aglomeracji slaskiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pozostawienie komentarza. Oczywiście zgodzę się z Tobą, że w pewnych sytuacjach każde zasoby sa potencjalnym zagrożeniem. Ja z działki korzystam na co dzień. A to dla mnie też bardzo istotne. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Ten tekst przypomniał mi pewną historię. Niegdyś w szczecinie podczas remontu starej działkowej altanki znaleziono pamiętnik pewnego dezertera z niemieckiej armii, który tamże się ukrywał. Link: http://sedina.pl/wordpress/?s=pami%C4%99tnik+dezertera
    Rzuca to ciekawe światło na temat. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry. Rzadko komentuję na blogach. Powiem tylko tyle. Gdyby nie działka na RODOS to w poprzednim roku nie maiłbym się gdzie podziać. Czy działka nadaje się na cel ewakuacji? Dla mnie teraz jest ona domem. Ps. Fajny kociołek. Sprawdza się? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uzupełnienie wpisu. Niestety Pan Przemek z sobie tylko znanych powodów zlikwidował bloga i całkowicie usunął z internetu wszelkie ślady po sobie. Szkoda, ale szanuję decyzję. Musicie mi Państwo uwierzyć na słowo, że taka postać jest ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo inspirujące jest to, co Pan robi. Sam zacząłem myśleć o swojej działce jako o zasobie przetrwania. Można tam np. Zakopać skrzynię z niezbędnikiem. Wątpliwości budzi właśnie to, że nie mam praw własności. Istotna jest też kwestia lokalizacji. W moim przypadku jest to kierunek na lotnisko. Sądzę, że ten czynnik może mieć więcej minusów, niż plusów (w razie poważnego kryzysu np. Konfliktu zbrojnego, lotnisko może być celem strategicznym).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania. Działka w ramach ROD oczywiście nie jest moja. Jestem jej jedynie użytkownikiem. Ma to swoje minusy - to oczywisty fakt. Jednak właśnie fakt, że nie jest moja czyni ją niejako komornikodporną ;-) . O co chodzi? W przypadku jakiegos bankructwa, egzekucji komorniczej mienia (wszak każdemu w finansach może się coś nie udać) - działki w ROD komornik nie zabierze. Lokalizacja. Ja lokalizację swojej działki dobrałem starannie. Niezbyt blisko granic miasta, niezbyt blisko granic wioski. Dość daleko do zabudowań. Złodzieje...No tego uniknąć się nie da. Można jedynie zredukować wyposażenie do "niezbędnego minimum" lub obmyślić plan skrytek. Ja poszedłem tymi właśnie dwiema drogami. Minimalizacja wyposażenia w szpej. Oraz o swoim zabezpieczeniu pisałem tutaj
      https://na-kryzys.blogspot.com/2016/06/zabezpieczenie-majatku-dziakowego-przed.html
      Póki co działka to bardzo fajna odskocznia od codzienności. Lubię na niej przebywać. Lubię na niej pracować. Celem ewakuacji jest przy okazji. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Sam się przymierzam do podobnego ruchu i mam te same wątpliwości. A właściwie miałem. Dla mnie działka ROD, poza oczywistymi wadami, ma parę istotnych zalet: 1. mała, więc tania w zakupie 2. blisko miejsca zamieszkania, więc nawet przy awarii środków transportu można dojść na piechotę 3. Stanowi kolejny, alternatywny schowek (Krzysztof Lis wspominał o dywersyfikacji zapasów) 4. mały domek (lepiej jednak murowany) łatwiej ogrzać niż dom jednorodzinny lub mieszkanie) 5. w razie zamieszek lub powstania dużych zorganizowanych band w mieście ROD pewnie będzie budził mniejsze zainteresowanie (te zwykle lokalizowane są "na zadupiach", omijanych przez zwykłych ludzi - nawet lokalesów - co umiejscawia je w "oku cyklonu").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsza zaleta działki ROD to jej finansowa dostępność dla osób zarabiających poniżej średniej krajowej. Ja swoją wybierałem tak, by była jak najdalej od granic zabudowań miasta. Działka ROD ma jeszcze jedną zaletę, która wynika z jej wady. Nie jest moja, więc mi jej w razie osobistego krachu nie zlicytują. Ale to już temat na inny wpis.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.