Niedzielna wędrówka w Lasku Południowym w Słupsku

Niedzielę postanowiłem spędzić w lesie. Miałem wolną niedzielę, taką tylko dla siebie. Najpierw w planach była działka. Jednak stwierdziłem, że na działkę pojadę innego dnia a dzisiaj chciałem się przejść, troszkę roślin na herbatki pozbierać. Raz w miesiącu chociaż to ja muszę sobie dłuższą wędróweczkę zrobić. Ot chociażby dlatego, by dzikich roślin nie zapomnieć, być na bieżąco, co gdzie rośnie. A nie tylko praca, dom, działka... Jak się ma kilka hobby to trzeba czasem wybierać. Dzisiaj wybrałem Lasek Południowy. Poza tym - warto znać swoją miejscowość pod kątem zbiorów roślin, o czym wspominałem w tym wpisie




Spacerek przez miasto, tutaj akurat okolice mojego kościoła - parafia mariacka w Słupsku. Odkąd są niehandlowe niedziele to w tych restauracjach jest sporo ludzi. 



Szedłem sobie drogą - widzę samosiejki pomidorów. Jeszcze kilka lat temu wykopałbym je sobie do doniczki na parapet w domu. Teraz... Nie chciało mi się. Poza tym to był początek wędróweczki a nie koniec.




Jest niedziela , jest sierpień - to przy Zamku Książąt Pomorskich odbywa się jarmark Gryfitów. Co tydzień jakieś imprezy okolicznościowe i trochę stanowisk typu kupse kupse. Pieniędzy nie brałem, znaczy się w gotówce. Troszkę pooglądałem. Ja w takich miejscach kupować nie lubię zbytnio. O. Gdyby przy każdym towarze byłaby cena - spoko. A tak to ja nie mam zamiaru pytać o cenę każdego przedmiotu. Bo najpierw to mnie cena interesuje, a potem na podstawie ceny podejmuję decyzję. Nie mam zamiaru prosić się o cenę każdego produktu bo gościu co sprzedaje pisać nie umie. Rok temu to ja byłem bezczelny. Przy wielu stanowiskach pytałem o ceny wszystkiego. Ludziska się denerwowali, więc ja z tekstem, że jak Pan nie umie pisać to proszę gadać, bo mnie tutaj interesuje wszystko i chcę znać cenę. Teraz nawet nie oglądam zbyt długo tutaj. Cel był zupełnie inny. A jarmar to był po prostu po drodze. 


Park Kultury i Wypoczynku. Tą drogę wędrówki wybrałem, jakoś do niej najbardziej się przyzwyczaiłem. Lubie tu chodzić. Sam i z rodzinką. 



Oto surmia, zwana często katalpą. Przy czym polska nazwa to surmia, natomiast nazwa katalpa to spolszczenie nazwy łacińskiej. Dość ładne drzewo o ciekawych strąkach. Niestety nie mam daych, czy owoce są jadalne.



Po drodze tutaj rośnie sobie orzech włoski. Owoce jeszcze do zbiorów się nie nadają, liści tez nie mam potrzeby zbierać. Z niedojrzałych owoców można robić dobre nalewki. 





Troszkę liści róży pomarszczonej zebrałem. Na owoce (to nie są owoce) jeszcze nie czas. Ale liści troszkę zebrałem. "Fermentowana" herbatka z liści róży pomarszczonej to dla mnie jedna z lepszych herbat. Nigdy nie udaje mi się zrobić jej zapasu na dłuższy czas, gdyż dużo tego wypijam. 


Wiązówka błotna - roślina lecznicza. Dzięki zawartości salicyny  właściwości przeciwgorączkowe , napotne. Wykazuje też działanie moczopędne i przeciwreumatyczne. Teraz już nie pora zbioru - zbiera się kwiatostany. 



A oto roślinka do której z niewiadomych powodów mam jakiś dziwny sentyment. Psianka słodkogórz. Śliczne kwiatki, fajnie wyglądające owoce. No mi się ten gatunek podoba i naprawdę mam do niego jakiś dziwny sentyment. Należy do rodziny psiankowatych, czyli jej bliski krewniak to np pomidor i ziemniak - kwiaty i ich budowa zdradzają przynależność systematyczną. W medycynie ludowej używana była jako środek przeczyszczający, moczopędny i wykrztuśny, jednak jest także rośliną trującą, więc obecnie w ziołolecznictwie nie jest wykorzystywana. 






Jarząb szwedzki. Owoce po dojrzeniu teoretycznie można jeść w mniejszych ilościach. Jednak gatunek ten na stanowiskach naturalnych podlega ochronie prawnej. 








A oto mięta nadwodna. W czasach, gdy nie miałem działki zbierałem właśnie między innymi ten gatunek. Obecnie już nie mam takiej potrzeby - uprawa dużej ilości mięty na działce w zupełności wystarcza dla mnie i całej mojej rodziny. 







Dwa różne gatunki niecierpków. Niecierpki mają bardzo ciekawą budowę kwiatów. No ładne są. Torebki nasienne, gdy są dojrzałe po dotknięciu gwałtownie pękają i rozrzucają nasiona. W sumie to fajna zabawa. 



Kiedyś tu był bar Żaczek. Teraz jest to sklep ogólnospożywczy. Kiedyś, czyli w czasach , gdy byłem studentem - lata 2000 - 2005. Nie zdziwię chyba nikogo, gdy wspomnę, że byłem tutaj razem z kolegami stałym klientem. Ach... ta młodość ;-) 



Maliny zbierałem przy okazji. Liście będę przygotowywać w domu na herbatkę. Herbatka z liści malin jest u mnie corocznym zbiorem. Kiedyś tylko suszyłem , teraz dodatkowo poddaję procesowi oksydacji. 





Pokrzywa zwyczajna. I tutaj wspomnę tylko. Wiele opracowań pisze, że pokrzywę należy zbierać w maju. Otóż w mojej ocenie - nie. Pokrzywę można zbierać zawsze, gdy jest i nie kwitnie lub nie owocuje. Czemu wziął się tak bardzo przyjął termin majowy - pojęcia nie mam. Dla mnie termin majowy nie jest żadnym ścisłym terminem. Zbieram okazy, które nie kwitną i już. W lasach bez problemu można od maja do jesieni spotkać okazy nie kwitnące - można zbierać, gdy są i gdy mamy na to ochotę. I jeszcze jedno. Można ją pomylić z pokrzywą poziewnikolistną . Zatem jeśli zbieramy surowiec leczniczy - bardzo istotna jest poprawna identyfikacja, nawet takiej pokrzywy, niby każdemu doskonale znanej. 




I teraz uwaga. Nazywana przeze mnie wodnym selerem. Kłącze przypomina seler. Należy do rodziny selerowatych. To szalej jadowity - roślina trująca.  I tutaj chcę rozprawić się z dziwnym survivalowym mitem - ostrożnego kosztowania rośliny. Że niby najpierw trochę, potem więcej a smak podpowie, czy roślinę można jeść. Skosztowałem kilka lat temu znikomą ilość kłącza tego gatunku. W mojej ocenie - zero ostrzeżenia smakowego. Więc - do dupy z zasadą ostrożnego kosztowania. Smak nie jest tutaj skutecznym w 100 procentach doradcą. 

NIEZNANE CHASZCZE NIE PCHAJ W PASZCZĘ!

Niech ta zasada towarzyszy każdemu miłośnikowi i amatorowi kosztowania roślin. A gdy głód? A co jeść gdy jest wielki głód a nie zna się roślin? To polecam trawę. Tak trawę. Nie ma śród traw gatunków trujących. A w razie głodu ugotowana trawa da jakieś tam wartości odżywcze. 



Szczawik zajęczy. W sumie ciekawa alternatywa dla szczawiu. Można zbierać i stosować tak samo jak szczaw. Kwestia cierpliwości podczas zbiorów.



Kolejny cel zbiorów - topola osika. Co roku sprawdzam sobie różne liście drzew i krzewów na herbatki oksydowane. W tym roku do sprawdzenia idzie właśnie osika oraz klony. Tak...Wiem, że można się zapisać do grup związanych z herbatami. Ale ja już z grup powychodziłem. Zrobiłem sobie w poprzednim i tym roku czystkę w grupach do których należę. Ja tam nie będę się na grupach preppingowych pytać jaki plecak. Sam pójdę do sklepu, sprawdzę, dotknę i podejmę samodzielną decyzję. Ewentualnie poczytam o tym. Gdy kupowałem telefon to tez nie miałem zamiaru sprawdzać po grupach telefonowych. I tak samo tutaj. Znam jako tako rośliny, wiem, które raczej an herbatki się nie nadają, bo albo są lecznicze albo toksyczne. Sam sobie poeksperymentuję - w końcu to mój smak, mój gust. Zamiast srcolowac grupy - wolę sam pokombinować. 



O...Tutaj też jest. Cholerny bydlak i pieprzony inwazior. To mój synonim na gatunek rdestowca. Perz przy nim to ministrant. Jak już się przyjmie to ciężko się go pozbyć. Pomijając fakt, że próby jego hodowli są niezgodne z prawem - szczerze odradzam tego bydlaka. 




A tu już byłem w Parku J. Trendla. Fajne miejsce. Kiedyś po prostu tzw trzy stawki, teraz to już park. Nawet w sezonie jest tu stanowisko ratownika wodnego. 





Przegląd zbiorów. Wiele nie zbierałem. W końcu to trzeba będzie przerobić. Dzisiejsze zbiory to liście róży pomarszczonej, osiki, maliny.



Jarząb pospolity. No jeszcze nie czas na zbiór. Ale poczekam, poczekam i trochę pozbieram. Doskonały dodatek do dżemów. 



Kolejny plan zbiorów - bez czarny. Można zbierać kwiaty, można owoce. Suszone kwiaty mają właściwości lecznicze i są doskonałym dodatkiem do niektórych herbat. Z owoców natomiast robię dżemik. 



A to moja była uczelnia. Nie napiszę chyba nic dziwnego, jeśli wspomnę, że naprawdę bardzo miło wspominam czasy studenckie. 

Końcówka wędrówki to rozejrzenie się przy rzecze, przy ulicy Grodzkiej. Są tutaj średniowieczne mury obronne miasta. Rośnie tutaj cymbalaria murowa lub cymbalaria bluszczykowata (Cymbalaria muralis).







Roślina jadalna, jednak z powodu lekkiej toksyczności - jedzmy jako formę przyprawy w małych ilościach. W smaku piekące, pikantne na swój sposób. 




Wędrówkę zakończyła mirabelkowa wyżerka. Mirabelek to akurat pełno w Słupsku rośnie. Zarówno w samym mieście, przy działkach też ich pełno.

Wędrówkę zakończyłem około godziny 15, by na godzinę 16 pójść na mszę. Wieczorem czekało mnie jeszcze przygotowywanie zebranego materiału. 


Więdnięcie będzie musiało trwać całą dobę... W poniedziałek po południu, po pracy dopiero będę miał czas dalej zająć się zbiorami. Teraz niech sobie powoli więdnie w pokoju. 

Komentarze