Warto mieć działkę ogrodniczą pod miastem

Działka ogrodnicza na Rodos jest moim celem ewakuacji. Czy to dobry cel ewakuacji? Wspominałem o swoich wątpliwościach tutaj.  Wszystko zależy od tego, dlaczego i w jakich okolicznościach mielibyśmy się tam ewakuować. Na pewno jest wiele sytuacji, gdy tak obrany cel ewakuacji się nie sprawdzi. Mogą się w naszym życiu wydarzyć rzeczy, w których uciekać będziemy po prostu gdzieś, gdzie mamy chociaż dach nad głową. To nie musi być wojna. To nie musi być globalny kryzys. To mogła by być dowolna inna tragedia osobista w wyniku której po prostu tracimy dotychczasowy dom. W tym wpisie jednak nie chcę się skupić na różnych tragicznych okolicznościach, które mogłyby mnie zmusić do ucieczki na mój Rodos. W tym wpisie podzielę się swoimi dotychczasowymi doświadczeniami, które z roku na rok utwierdzają mnie, że decyzja o zorganizowaniu sobie azylu na działce w roku 2013 była dobra. I ten wpis praktycznie niewiele będzie miał wspólnego z przygotowaniami na gorsze czasy. 
Moja działka - widok w  maju 2018
Uwielbiam na działce spędzać czas. To mój azyl. To mój taki codzienny cel ewakuacji. Gdy tylko mam okazję spędzam tutaj kilka dni. Mieszkam w mieście. Nie mam najmniejszej możliwości przeprowadzenia się na wieś. Marzenia o samowystarczalnym gospodarstwie pozostanie najprawdopodobniej do końca mojego życia jedynie marzeniem. I już nawet nie chodzi o kwestie finansowe. Moja żoneczka jest typowo anty jeśli chodziłoby o mieszkanie na wsi. Działka jest zatem dla mnie taką małą namiastką wsi. Odskocznią. Przedstawię teraz kilka aspektów "działkowego życia".

1. Sąsiedzi
Jako działkowicz jestem tutaj w jakimś stopniu częścią społeczności. Dość zintegrowanej. To tak, jak grupa na facebooku, tylko tyle, że w realnym świecie. Zazwyczaj są (zaryzykowałbym stwierdzenie, że zawsze) są to ludzie, którzy są mniej lub bardziej pasjonatami działki, ogrodnictwa. Co nam to daje? Jeśli my także lubimy działkowanie, zawsze jest  z kim pogadać, wymienić się doświadczeniem, podpytać o coś, lub zwyczajnie - do kogo się odezwać. Oczywiście sąsiedzi w miejscu naszego zamieszkania to także ludzie, także można z nimi porozmawiać, liczyć na ich pomoc (wiadomo różnie z tym bywa). Jednak sąsiedzi z naszego miejsca zamieszkania, to niekoniecznie muszą być osoby o zbliżonych zainteresowaniach i nie zawsze możemy mieć z nimi wspólne tematy. Na działce - czegoś nie wiem, wiem kogo podpytać. Mogę skorzystać z czyjegoś doświadczenia. I to doświadczenia lokalnego, co ma ogromne znaczenie. Prosty przykład. Tutaj na moich działkach ogromnym problemem są pędraki. By dochować się truskawek własnych trzeba tutaj nie lada zachodu, bo szybko wygryzą korzenie. Na innych działkach być może tego problemu nie ma. Wielu działkowiczów ma u siebie truskawki, więc jakoś musieli sobie  z tym problemem poradzić. Podobnie jest z innymi kwestiami związanymi z uprawą. To, często wieloletnie, doświadczenie "tubylców", przy czym zastrzegam, że to określenie nie ma dla mnie w najmniejszym stopniu perioratywnego wydźwięku. Takie porady wielokrotnie są cenniejsze od najlepszych podręczników, najciekawszych stron.

2. Koszta
Teoretycznie utrzymanie działki jest tanie, bardzo tanie. Akurat w moim przypadku jest to niecałe 200 zł rocznie, mam 3,65 ara. Tak wynika z dokumentów, jeszcze nie mierzyłem swojej działki tak dokładnie. Oczywiście. Ten koszt to tylko, nazwijmy to rachunki. Dochodzą koszta dojazdu, koszta związane z uprawami, z naszym majsterkowaniem. Ktoś mógłby policzyć w kategoriach kosztów czas. Mógłbym nawet stwierdzić, że działka to dość drogie hobby. Zwłaszcza, jeśli planujemy jakieś inwestycje na niej. Jednak czysty koszt "rachunków" za działkę to nadal wielokrotnie mniej niż potencjalne opłaty związane z utrzymaniem innego rodzaju nieruchomości. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.

3. Aktywny odpoczynek
Jeśli chociaż minimalnie lubimy ogrodnictwo i przyrodę - działka to idealne miejsce na spędzanie wolnego czasu. Wcale nie musimy mieć tutaj warzywniaka. Wystarczy nawet trawnik i kilka drzewek. Chociaż w mojej ocenie utrzymanie trawnika by jakoś wyglądał wymaga o wiele więcej nakładów czasu niż zajmowanie się ziemniakami. Naprawdę. Mam jedno i drugie. By mój trawnik jakoś wyglądał, przynajmniej dwa razy w miesiącu muszę go kosić. Od początku kwietnia już kilka razy musiałem poświęcić czas na jego koszenie a do  ziemniaków, jak do tej pory, dopiero  raz "podszedłem" i było to ich posadzenie (co sobie dodatkowo utrudniłem). Mniejsza z tym. Pracuję jako nauczyciel. Takie podłubanie w ziemi to dla mnie zbawienie, lekarstwo na moje nerwy. Naprawdę. To uspokaja. Więc o jakich my tu mówimy kosztach? Terapia psychiatryczna wyszłaby zapewne drożej. Dzieciaczki mają tutaj huśtawkę i piaskownicę. Co prawda trzeba tu dojechać, jednak tutaj mogą się czuć jak u siebie, w końcu (pomijając kwestię związane z tym, że teren ROD formalnie nie jest do końca mój) są u siebie, jak w domu. Przyznaję. Gdy mam z różnych powodów gorszy dzień i czuję się jak mający za chwilę eksplodować wulkan - ewakuuję się na działkę i zawsze znajdę sobie jakieś zajęcie, które mnie solidnie zmęczy. To pomaga. Zapewne ktoś kto pracuje fizycznie, miałby inną koncepcję odpoczynku na działce. Jednak podejrzewam, że znalazłby coś dla siebie.

4. Aspekt wychowawczy
"Za moich czasów" ;-) przy szkołach były ogródki, w których w ramach lekcji przyrody / biologii uczniowie troszkę mieli okazje popracować. Wykopki ziemniaków też były normą. Co prawda ja pamiętam tylko jedną taką akcję z wykopkami, być może osoby starsze ode mnie częściej miały okazję w czymś takim uczestniczyć. Takie "zielone lekcje" naprawdę wiele wnosiły. Do dzisiaj ja jako nauczyciel biologii i chemii nie wyobrażam sobie niektórych tematów z moich przedmiotów w zamkniętych murach szkoły. Żadne super wielkie tablice interaktywne i inne współczesne dobrodziejstwa, w przypadku niektórych tematów z przedmiotów przyrodniczych nie zastąpią wyjścia w teren. Lekcja związana z bioindykatorami (np rośliny wskaźnikowe) - robię wycieczkę - pokazuję porosty na drzewach w mieście, na obrzeżach miasta, porównujemy wyniki. I wiem doskonale, że takie lekcje zapadają uczniom w pamięć. I nieistotne, że teoretycznie w murach szkoły pokazałbym to w czasie jednej lekcji, w czasie nawet kwadransa, natomiast taka wycieczka to rezerwacja 3-4 godzin praktycznie. Mam jednak pewność, że po takiej lekcji moi uczniowie będą mieli te treści trwale wdrukowane w swoje umysły. A działka? Tutaj wszystko żyję. Tutaj jest przyroda. Oczywiście jest to raczej argument dla osób, rodzin, które mieszkają w miastach. Z resztą większość z tutejszych argumentów dotyczy osób miastowych - działka to namiastka wsi. To jednak moja prywatna opinia.

5. Jakość warzyw i owoców z działki
Co tu dużo pisać? Możemy się domyślać, niektórzy wiedzą, ile chemii jest ładowanych w nasze warzywa i owoce. Tutaj mamy pełną kontrolę nad ilością chemii i stosując pewne sztuczki, czasem możemy zupełnie z niej zrezygnować. Tutaj na działce - my rządzimy co damy naszym warzywom, owocom i ziołom. I co prawdą i tak na co dzień większość z nas truje się współcześnie produkowaną żywnością - to ta znikoma ilość żywności "super-ekologicznej" zapewne ma znaczenie dla naszego zdrowia. Tutaj mamy wybór co dostanie nasza roślina.

Działka to drogie hobby? Nie należę do osób bogatych. Stać mnie na nią. Stać mnie było na jej odkupienie od poprzedniego użytkownika (1200 zł chyba dałem, jeśli dobrze pamiętam). Uwielbiam tutaj spędzać czas. To taki mój mały codzienny azyl i możliwość ucieczki od codziennych problemów oraz doskonały sposób na stres. Przekonałem Cię?

Komentarze