Wieczorne ognisko jako lek dla duszy i przyjaciel

Mieszkam w mieście Słupsk. Chciałoby się mieć w domu kominek, ale jest to niemożliwe. Kontakt z prawdziwym ogniskiem jest więc dla mnie czymś odświętnym raczej. Szkoda, wielka szkoda. Nie będę chyba jakimś wyjątkiem, gdy przyznam, że lubię ognisko. Słowo "lubię" jednak nie oddaje mojego podejścia do ognia. Ogień - coś, co towarzyszy człowiekowi od razania dziejów, dziś zastąpiony światłem elektrycznym. Ognisko daje ciepło, daje światło, daje poczucie bezpieczeństwa, jest towarzyszem. Siedzenie przy ogniu jest niczym oczyszczający rytuał .

Przedstawiam swojego przyjaciela
Znaczna część współczesnych ludzi (nie wiem jaka część - nie robiłem badań statystycznych) nie ma kontaktu z "żywym prawdziwym ogniem". Rekompensujemy to sobie np świeczkami (ja tak robię często w domu) może jakimiś biokominkami... Ale to chyba nie to samo. Wydaje mi się, że to właśnie zwykłe, pierwotne ognisko jest tym czymś co zapewnia kontakt z "żywym płomieniem". Dobra - nie będę snuć filozoficznych rozważań o ogniu i utracie dzisiejszego człowieka kontaktu z nim. Ja zwyczajnie napiszę jak to jest u mnie. Podejrzewam, że część z Państwa będzie się identyfikować z częścią mojego podejścia. Dla mnie prawdziwe (nie musi być duże) ognisko to rodzaj leku dla duszy (dla psychiki, emocji - jak zwał tak zwał) i przyjaciel. Szansa na spotkanie z ogniem u mnie to z reguły głównie wyjazdy na działkę. Nie  zawsze mam tam możliwość posiedzenia przy ognisku (czas) , wtedy rekompensuję to sobie oświetlając altankę lampą naftową i świeczką.


No namiastka ale zawsze coś. Często nawet nie włączam tam oświetlenia elektrycznego - to właśnie to światełko z lampy naftowej i świeczek ma w sobie to coś, co w minimalnym chociaż stopniu mnie uspokaja. 

Każdy chyba ma czasem gorszy dzień, lub po prostu nazbiera w sobie złych emocji. Warto więc czasem się zresetować. Większość ma chyba na to swoje sposoby. Dla kogoś może być to spotkanie ze znajomymi, dla kogoś jakiś film, dla kogoś browarek, dla kogoś poświęcanie się swojemu hobby lub pasji (ludzie z pasjami chyba są zdrowsi na duszy), dla kogoś może to być też modlitwa lub rytuały religijne, dla kogoś spacer. Ja mam swoje dwa sposoby - wędrówki w plenerze (nawet jeśli to tylko okolice działki lub wyjście do lasu) i właśnie ognisko. Przy czym ognisko jest w moim przypadku najskuteczniejszym lekiem dla duszy. Sytuacja z życia. Wczoraj. Jakoś tak mi się emocji nazbierało, że miałem wszystkiego dość. Nie miałem ochoty na nic, ogólne takie przygnębienie i zdenerwowanie. Zwyczajnie - nazbierało się. Potrzebowałem pilnie resetu. Na szczęście mogłem sobie pozwolić na wyjazd na działkę wieczorem i pobyt do późnych godzin nocnych. 



Przez jakiś czas, zanim wszedłem na działkę podziwiałem niebo. To było właśnie to, czego potrzebowałem. Spotkanie z przyjacielem - ogniskiem i podziwianie nieba, bez pośpiechu. Tak - dokładnie - przyjacielem. Pojechałem wczoraj na działkę w jednym, jedynym celu - rozpalić małe ognisko i sobie przy ognisku posiedzieć. Przyjechałem na działkę wieczorkiem, trochę zebrałem drewna, rozpaliłem ognisko. 

I tak sobie siedziałem




Od około godziny 19 - 20 do północy zwyczajnie - siedziałem przy ognisku. I to było dokładnie to, czego tego dnia potrzebowałem.



Wszystkie swoje problemy, swoje złe emocje ... chciałoby się napisać , że zostawiłem na działce. Ale to chyba zła metafora. Bo gdybym je tam zostawił, to one by tam zostały. Ale ja je wrzuciłem do ognia. One spłonęły i ich już nie było. Piszę metaforycznie, ale to dokładnie oddaje sytuację. To ognisko pozwoliło mi się zresetować, nabrać sił, naładowało moje psychiczne akumulatory. Kilka godzin siedziałem przy ognisku i patrzałem a to w ogień a to w niebo. 

Pożegnanie się z przyjacielem - wygaszanie ognisko znaczną ilością wody
Nocny powrót do domu
Niestety - co dobre się kończy. W nocy powrót do domu. Jednak terapia zadziałała. Wróciłem do domu jakby odrodzony. Coś zjadłem, położyłem się spać około 3 w nocy. I pomimo, że dziś jestem ciut niewyspany, nie żałuje wyjazdu. To było mi potrzebne. Złe emocje nazbierane w ostatnim czasie spłonęły w ogniu. NIe ma ich. Dusza uleczona, ja jak nowo narodzony.

Komentarze

  1. Zapachniało szamanizmem :)
    Ja też lubię posiedzieć przy ogniu na działce. Moja żona idzie spać lub patrzy w niebieskie szkiełko, a ja właśnie rozpalam sobie ognisko, pies kładzie się przy moich nogach i tak jak mówisz następuje reset. Nawet zapach przesiąkniętych dymem ubrań wydaje mi się przyjemny, taki pierwotny.
    Inną sprawą jest to że w/g regulaminu ROD obowiązuje zakaz rozpalania ognisk na działkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz
      Hehe ;-). Wspominasz o zapachu ubrań przesiąkniętych ogniskiem. No mojej żonie przeszkadza, dla mnie to zapach a nie smród.
      Co do regulaminu . Nie bez powodu ogniska robię wieczorem. Może nie z uwagi na regulamin, ale zwyczajnie by nikomu nie przeszkadzać dymem. Działkowicze robią ogniska, jakoś szczególnej nagonki na to nie ma. Ja wielkich ognisk nie palę. Uważam, że moje łamanie regulaminu jest zupełnie nieszkodliwe, w przeciwieństwie do działań co niektórych działkowiczów, którzy wyrzucają odpady poza działkę.
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.