O powszechnym marnotrawstwie żywności słów kilka

Jednym z elementów mojej pracy jako pracownika dyskontu była konieczność utylizacji tzw odpisów. Czym jest odpis? Najkrócej i najprościej to artykuły, które z różnych powodów nie nadają się do sprzedaży (według założeń sklepu) i muszą zostać wyrzucone. W przypadku żywności w śmietniku lądują lekko uszkodzone owoce, warzywa, żywność po terminie...


Zawartość jednego ze śmietników przy jednym z dyskontów. 

Sklepy sieciowe wolą odpisać daną część produktów, niż przecenić (dotyczy głównie warzyw i owoców). Efekt? Kosz pełen warzyw i owoców, które jeszcze w większości są zdatne do spożycia. Wystarczyło by je tylko spakować do woreczków i odpowiednio przecenić.

Tutaj na moją pochwałę zasługuje sklep Polo Market. Przynajmniej taka była polityka firmy kilka lat temu, nie wiem jak jest obecnie. W Polo Markecie oczywiście codziennie segregowane były warzywa i owoce i odrzucane sztuki, które już były lekko uszkodzone, niehandlowe. Pakowane były do woreczka i przeceniane w dość znaczny sposób - 1/2 a czasem 1/4 ceny, różnie - byle szybko zeszło. I schodziło. Jeśli np banany w normalnej cenie kosztowały np 4 zł za kilogram, a te przecenione po 1-2 zł za kilogram, to takie towary schodziły często w godzinę lub dwie. Ukłon w stronę klientów i realne przeciwdziałanie marnowaniu żywności.

Oczywiście część dyskontów przecenia żywność pakowaną , której kończy się termin. Niestety warzywa i owoce idą na śmietnik. I co najgorsze - ten śmietnik jest często zamykany, więc osoby biedne, które mogłyby skorzystać nie mają możliwości wzięcia tych wyrzuconych warzyw i owoców. A szkoda, wielka szkoda. Wystarczyłoby zostawić taki śmietnik otwarty a wiem doskonale, że zostałoby dość szybko opróżniony z żywności, która jeszcze się nadaje do spożycia. Oczywiście nie bez winy są tutaj klienci,  którzy potrafią rozpakować towar (np opakowanie kaszy) ot by sprawdzić sobie woreczki kaszy.

Czekam na odpowiednie prawo, dzięki któremu ten proceder w jakimś stopniu by się zmniejszył. Byle tylko było ono mądrze zrobione, by nie było kolejnym utrapieniem prowadzonego sklep i pracowników ale i realnie zmniejszyło zakres tego procederu. Zdaję sobie sprawę, że w procesie produkcji i dystrybucji żywności straty są nieodłącznym elementem całości procesu. Jednak każdy najmniejszy sposób, dzięki któremu straty byłyby mniejsze jest godny pochwały.

Powszechne marnowanie żywności  (i nie tylko żywności) to nie tylko przysłowiowy ból dupy co niektórych wrażliwych. To też obciążenie środowiska. 

Komentarze

  1. Ostatnio, przy okazji likwidacji działalności (covid)miałam dylemat moralny, czy żywność po terminie, który minął latem (chodzi o włoskie biszkopyu, płatki owsiane, karmel w puszkach, białą czekoladę itd.)dać do jadłodajni. Biłam się z myślami, że pewnie wyrzucą, albo mnie opieprzą bo obok pełno żywności w terminie i inne frykasy z bogatych restauracji, ale stwierdziłam, że no trudno. Wiem co to bieda i nie wyrzucę dobrego żarcia, a ja tego nie mogę zjeść ze względu na specjalną dietę. Dołączyłam tylko kartkę : uwaga! Po terminie. Zakradłam się wieczorem, żeby wepchnąć do ogólnie dostępnej szafy i co? W środku było zupełnie pusto! Z tego wynika, że ludzie biorą wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
      Twoja historia pokazuje dobitnie przykry fakt - jedni wyrzucają inni cierpią na brak żywności. Wymienione przez Ciebie produkty przecież moga być spożyte jakiś czas po terminie. Gdybym ja się tak ściśle trzymał terminów wszystkiego to wyrzucałbym część żywności. Ciekawastką jest fakt, że całkiem niedawno jadłem sałatkę (w słoikach) robioną przez moją teściową ładnych 20 lat temu. Także te terminy przydatności....temat rzeka.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dzień dobry, miło mi Cię gościć na moim blogu.