O gimbalu, zdjęciach Google, abonamencie operatora komórkowego, efekcie Diderota i trochę innych bla bla bla ...

Co jakiś czas publikuję luźne wpisy bez związku ani z przygotowaniami, ani z minimalizmem, ani z... po prostu czasem mam ochotę podzielić się czymś z Czytelnikami. W tym wpisie trochę o gimbalu, ostatniej przygodzie z operatorem (prawie dałem sobie wcisnąc super hiper atrakcyjną ofertę), odkryciu zdjęć Google, YT premium, CDA prremium, Netfliksie, - część z tego wpisu będzie się wiązało z minimalizmem, ale to raczej luźne powiązanie. 

Kilka dni temu zdecydowałem się na zakup, ale...

Gimbal. No przydałby się. Nawet przeciez kupiłem, jednak jednoosiowa stabilizacja daje takie efekty, jakby ich praktycznie nie było. Skorzystałem więc z prawa zwrotu. Wiele z zakupów (nie takie codzienne, ale rzeczy nazwijmy to trwałe) jest u mnie poprzedzona porównywaniem poszczególnych modeli, czytaniem opini, oglądaniem recenzji - połączone jest to z totalnym brakiem zaufania do zachwalania przez sprzedawcę (mam swoje powody by porady sprzedawców / konsultantów traktować z olbrzymią dozą nieufności). Dobra. Kilka dni temu kupiłem gimbala. I powiem szczerze - nawet byłem zadowolony, chociaż mimo wszystko spodziewałem się lepszych efektów. Zaprezentuję tutaj jedynie dośc fajną funkcję, z której zapewne bym co jakiś czas skorzystał - filmik poklatkowy. Nawet by coś czasem z tej funkcji coś ciekawego wychodziło. 


Ale... No właśnie. Ten gimbal kosztował dokładnie 599 zł. Sprzęt ogólnie dobry, ale... No właśnie cena. I nie chodzi o to czy mnie stać czy nie. Chodzi o stosunek ceny do realności potrzeby. Realność potrzeby? Można spekulować. Na ile bym go wykorzystywał? Na ile dotychczas mi takiego sprzętu brakowało a na ile jest to wykreowana marketingiem potrzeba? Na ile byłoby to narzędzie poprawiające jakość filmików pamiątkowych i tych do bloga a na ile droga zabawka dla dużego chłopca? Z tymi pytaniami musiałem się zmierzyć. Wnioski? 600 zł to stanowczo za drogo na zabawkę dla dużego chłopca. Filmiki z terenu? Cenię sobie możliwość mobilnej fotografii i filmowania właśnie za to, że nie muszę zabierać dodatkowego osprzętu, tylko wyciągam telefon i jestem w satnie zrobić nim w miarę przyzwoite zdjecia / filmiki. Zabieranie gimbala na każde wyjscie w teren lub na jakieś rodzinne wyjście? Cóż - to nie jest duży sprzęt, wiec nie o wielkość chodzi. Ale dodatkowy gażdżet jako nowy element EDC? Nie wiem, muszę to sobie jeszcze przemyśleć. I odpowiedzieć na pytanie jak często z niego będę korzystać. Na razie - gimbala jednak oddałem do sklepu (prawo do zwrotu 30 dni w tym sklepie) - 600 zł to jednak za drogo. Mam teraz około dwa tygodnie (albo dłużej) by zdecydować, czy kupuję innego gimbala (tańszego ale o zbliżonej funkcjonalności). Fajnie by było mieć taki sprzęt i kręcić bardziej stabilne filmiki, jednak czy to byłoby narzędzie czy zabawka? I z tym pytaniem zostaję na około dwa tygodnie - do kolejnej wypłaty. W terenie postaram się jeszcze jedno rozwiązanie sprawdzić - użyć kijka do selfie jak formy stabilizacji filmiku prezentujacego plener. Poza tym - co też istotne - gimbal nie zlikwiduje efektu gubienia ostrości podczas nagrywania filmików. 

Dobra... Teraz o moim "odkryciu" zdjęć Google. Aż dziwne może, ze o tym piszę ;-) . Jedna z wielu zapewne oczywistych, jednak ja do tej pory z niej nie korzystałem. A szkoda. Synchronizacja zdjęć z telefonu na koncie Google znacznie mi ułatwiło zarówno kwestię kopii zapasowych ale i także publikowanie zdjęć na blogu. Robię zdjęcie i w sumie po chwili jest na moim koncie (ustawiłem sobie, by kopia robiła się z uzyciem transisji danych a nie tylko przez wifi). Nie muszę się więc bawić w kabelki by wybrane zdjęcia / filmiki opublikować. No znaczne ułatwienie przyznaję. 

Ciut teraz o moim życiu filmowym. Otóż zacząłem korzystać z YT premium od jakiegoś czasu. Miałem też CDA premium oraz Netfliksa. I może jestem dziwny, ale Netfliks nie zachwycił mnie. Korzystałem miesiąc. Korzystałem... źle napisane. Miałem wykupiony. Ile skorzystałem? Może dwa trzy filmy obejrzałem i na tym koniec. Uznaję te pieniądze za wyrzucone w błoto. 

Pożegnanie z Netfliksem.

Szkoda, że Netfliks nie daje możliwości okresu próbnego, nawet kilkudniowego. CDA premium - już prędzej, ale subskrypcja mi się skończyła (półroczna) i jak na razie nie odnawiam. Jednak moje filmowe życie opiera się na YT. Główne zalety wersji premium dla mnie? Brak reklam oraz możliowść odtwarzania w tle. I własnie to odtwarzanie w tle bardoz mi odpowiada - mogę sobie słuchać filmików (w których obraz potrzebny nie jest) przy wyłączonym ekranie, jak radia. Ponadto możliwość słuchania muzyki, którą wcześniej pobrałem w aplikacji. Fajne też, bo można sobie pobrać na wifi domowym film do późniejszego obejrzenia. No ogólnie - usługa ta bardzo mi podpasowała. I co z tego, że wiele z pozycji filmowych nie są nowościami światowego kina? Mam swoje ulubione kanały, które oglądam. Jest od groma filmów, czy to horrory, czy sensacyjne czy też popularnonaukowe. A że nie są nowościami? Co z tego. Skoro je oglądam po raz pierwszy to dla mnie są nowościami. Nie muszę "być na czasie", mogą być nawet z poprzedniej epoki, to nie ciuchy czy coś w czym mnie widać.  Gdy obejrzę wszytskie fajne filmy na YT, to może poczuję potrzebę innych platform filmowych. Po co mam płacić za coś czego nie potrzebuję...Nie ma co kreować na siłe potrzeb. 

W listopadzie kończy mi się cyrograf z obecnym operatorem (T mobile). Oczywiście operator chyba chce mnie dalej jako klienta, chociaż niestety nic ciekawego mi nie oferuje. Faktycznie - nowy klient często może liczyć na lepszą ofertę niż obecny klient. Przy którejś z rozmów konsultant prawie mi wcisnął telefon i kolejne dwa lata cyrografu. Telefon typu Huawei p30 lite lub jakiś Xiaomi (nie pamiętam który). Już nie pamiętam szczegółów oferty. I prawie już się skusiłem. Ale... Ostatecznie zrezygnowałem - obecny telefon działa i jestem z niego serio względnie zadowolony, więc po co mam płacić za niewiele lepszy model. I tutaj kolejny wniosek - uważać na te ichniejsze wszelkie gadki i chłyty maketingowe (zła pisownia celowa link). Po co mam cokolwiek płacić za nowy telefon, skoro z obecnego jestem zadowolony. Tym bardziej, że nie oferowano zbyt dużo lepszego modelu. Jedyne czego mi brakuje w obecnym telefonie to 1) brak możliwości zrobienia zdjęcia krajobrazowego, czyli takiego z niejako oddalenia, możliwość tą miałem w Samsungu; 2) brak jakiejkolwiek stabilizacji obrazu podczas filmowania. Jednak mój telefon to Honor 8X, kupiony za 500 zł z hakiem (akurat była obniżka jednego modelu, bo był to ostatni na ekspozycji, powywstawowy z pełną gwarancją) i w tej kategorii cenowej (za 500 zł plus) był naprawdę dobrym wyborem. W sumie, to... obecnie płace 65 zł miesięcznie (nielimitowane rozmowy, sms, internet do 20 GB potem zwalnia) w tym Super net wideo, czyli oglądanie filmów z Yt, Cda, i kilku innych apek nie zżera mi transferu. I przyznam, ze to właśnie ta usługa Supernet wideo jak na razie powoduje, ze nie będę zbyt chętnie szedł na razie do konkurencyjnych operatorów nawet za niższy abonament. Jest dość ciekawa oferta w np nju mobile - 39 zł miesięcznie i 20 GB. Tylko przy moim użytkowaniu internetu w telefonie i braku usługi typu Supernet wideo lub pokrewnej, to te 20 GB to mi może czasem i po tygodniu już zejść - nie chce mi się przełączać na wifi, gdy korzystam z YT lub robi się kopia zdjęć. 

Kilka dni temu a polazłem sobie do sklepu z elektroniką. Fajny w sumie tableto netbook. No prawie idealny dla mnie, ale... ma Windowsa. A ja nie mam zamiaru na Windowsa się przesiadać. Wystarczy, że w pracy czasem muszę z niego skorzystać. Gdyby zatem ten tablet miał Androida lub bezproblemową możliwość instalacji jakiejs wersji linuksa (koniecznie z rodziny Debiana), najlepiej Minta ewentualnie Ubuntu - może i nawet bym się skusił. Czemu te dwa systemy? Bo je znam, są dla mnie wygodne i nie mam najmniejszej ochoty oczyć się od nowa innych systemów, póki nie jestem do tego w jakikolwiek sposób zmuszony. O... Gdybym miał pewność, że ten tablet dałby radę pod Mintem działać - być może bym się skusił. 

Nawet fajne to to jest...

Tylko w sumie po co. Jest telefon. Jest netbook. Plus dodatkowe akcesoria typu chociażby słuchawki, mysz, pamięc przenośna. To mi w zupełności zaspokaja moje potrzeby w aspekcie elektroniki. 

Czy ten wpis da się jakoś podsumować? Trochę się da. Staram się poprzez wprowadzanie nowych sprzetów / narzędzi zaspokojać swoje potrzeby, staram się ich w sobie niepotrzebnie nie kreować - aczkolwiek to subiektywne. Wszystkow  końcu co nie zaspokaja podstawowych potrzeb biologicznych i społecznych można uznać za kreowanie potrzeb. Całkiem możliwe, że ten netbook będę mieć dopóki będzie działać i dawać sobie radę a tablety i innego typu komputery to sobie co najwyżej oglądać co jakiś czas będę. Gimbala być może kupię, być może nie. Raz w miesiacu nagrałoby się filmik rodzinny, podobna częstotliwość zapewne byłaby przy filmikach do bloga. Czy na takie użytkowanie potrzebny mi dodatkowy gażdżet, którego zapewne nie będę mieć przy sobie, gdy przyjdzie spontanicznie coś fajnego do nagrania? W końcu aby użyć gimbala to trzeba go przy sobie mieć - sprawa oczywista. A po jakiego grzyba mam wszędzie takie urządzenie zabierać? Więc na ile gimbal to potrzebne do realizacji celów narzędzie a na ile gażdzet i zabawka? Moja subiektywna odpowiedź będzie zapewne w ciągu najbliższych tygodni - czy kupię czy nie. Staram się unikać w granicach rozsądku tzw efektu Diderota. A zakup gimbala mógłby w jakimś stopniu ten efekt rozpocząć w sferze elektroniki. I nie chodzi o to jedno urządzenie, ale o samo zjawisko. Kilka ładnych lat moją główną i prawie jedyną osobistą elektroniką był telefon. Potem wiadomo doszedł netbook, ale on już w kategoriach narzędzia (praca jako nauczyciel, zwiększenie częstotliwości wpisów). I póki co ten zestaw jest dość optymalny, naprawdę realizuje moje potrzeby. Czy przypadkiem gimbal nie jest niczym innym jak wykreowaną potrzebą? Najpierw gimbal, potem statyw (a na końcu okaże sie, że mam za słaby telefon do dorbych ujęć) potem może smartwath, potem coś tam jeszcze i wpadnę w zakupy coraz to nowych pierdół, których de facto aż tak nie potrzebowałem, ale fajnie mieć gażdżety przy sobie. Efekt Diderota wręcz podręcznikowy. Platformy filmowe - po co mam płacić za sam fakt bycia na czasie w kwestiach filmów. Więc samo YT spokojnie mi wystarczy. W sumie to obecnie wyjątkowo rzadko nawet Ipla i Palyer włączam. 


POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ

Komentarze