Wierzbówka kipczyca w trzech odsłonach

  Właściwie powinienem napisać wierzbówka kipczyca w trzech odsłonach, gdyż Iwan czaj to formalnie nazwa herbatki czarnej z wierzbówki kipczycy. Jednak nie czepiajmy się ;-) . Z kipczycy można zrobić dwa podstawowe typy herbatki - zieloną i czarną. Obie wersje mają ciekawy smak, obie wersje warto pić, każda ma swój urok. Ja wierzbówkę przygotowuję sobie na trzy podstawowe sposoby. 

Herbatki parzą się...

I gotowe po kilku minutach. Od lewej Iwan czaj zielony, pośrodku Iwan czaj skręcone liście, po prawej Iwan czaj mielony.

Wersja 1 - herbatka zielona. Czyli tradycyjna herbatka ziołowa. Zebrać, ususzyć i jest. Herbatka łagodna w smaku, dla niektórych może się wydać mało ciekawa, jeśli jednak zbierany surowiec obejmował nie tylko liście ale i kwiaty - otrzymamy fajną herbatkę zieloną kwiecistą. 

Wersja 2 - Iwan czaj przygotowany z całych, skręconych jedynie liści. Najfajniejszy sposób podania i prezentacji Iwan czaja. Zachowane całe liści lub tylko pofragmentowane nadają herbatce walorów estetycznych. 

Wersja 3 - Iwan czaj przygotowany z surowca mielonego. Ta herbatka ma swoją poważną zaletę - więcej jej zmieścimy w określonej objętości naczynia. Niestety przy tej herbatce prawdopodobnie skazani będziemy na obecność pyłu herbacianego. Niby żadna wada, ale nie każdemu może się to podobać. 

Która z tych trzech herbatek jest smaczniejsza? Która mi bardziej odpowiada? Oczywiście najbardziej smakuje mi kipczyca w wersji oksydowanej, czyli Iwan czaj. Liście poddane tylko suszeniu nie mają tego charakterystycznego herbacianego smaku. Powiedziałbym nawet, że mają smak taki liściowy, nic szczególnego. Może trochę kwaskowaty. Jednak powiedzieć, że sa niesmaczne byłoby krzywdzące. Mają ciekawy smak. 

I teraz kilka subiektywnych słów o Iwan czaju. Dobra załóżmy, że ma prozdrowotne właściwości. A takowe ma, rzecz jasna. Chińska herbata czy to czarna, czy czerwona, czy zielona też wykazuje prozdrowotne właściwości. Jednak nie robię Iwan czaja i tych wszystkich swoich herbat dla prozdrowotnych właściwości. Robię je z kilku powodów. Jednym z nich jest smak. Jednak gdyby o sam smak chodziło - poszedłbym do sklepu i kupił gotowy produkt. Tutaj chodzi o coś jeszcze. To pasja. W każdej szklaneczce naparu, w każdym łyku herbatki są zaklęte wspomnienia. Wspomnienia zbiorów. Widoki podczas zbiorów. Ale też próby i porażki będące elementem drogi, jaką przeszedłem podczas uczenia się, jak zrobić dobrą herbatkę oksydowaną. 

Sam Iwan czaj nie smakuje jakoś szczególnie wybornie. To żadna eksplozja smaków i aromatów. To po prostu surogat czarnej herbaty hińskiej. Smakuje podobnie, podobnie, na pewno nie tak samo. Wyczuwa się delikatną słodycz i trochę kwiecisty aromat. Jednak to jest taki delikatny posmak. Ale zaraz... Przecież klasyczna czarna herbata to też po prostu herbata. Napój pity codziennie. Iwan czaj bez żadnych dodatków wzbogacających po prostu przypomina zwykłą czarną herbatę i to w mojej ocenie raczej taką budżetową. Rzecz jasna - to całkowicie subiektywne. Na szczęście tak jak czarne herbaty można wzbogacać licznymi dodatkami tak samo można robić z Iwan czajem. Tutaj ogranicza nas jedynie wyobraźnia i znajomość oraz dostępność gatunków wzbogacających smak. Dla mnie jak na razie prym wiedzie dodatke kwiatostanów bzu czarnego. 

Z herbat chińskich bardzo dobrze sprawdzają się wszelkie mieszanki. Podobnie i tutaj. Nie bez powodu mieszam różne gatunki roślin. Najczęściej jest to mieszanka pąków liściowych malin i róż (oczywiście oksydowanych) oraz Iwan czaj. Do tego jakiś dodatek i jest świetna mieszanka. W najbliższych latach zamierzam dalej eksperymentować z herbacianymi smakami. 

Stałym elementem będzie Iwan czaj mielony i z całych liści, malina, róża, jezyna, rdestowiec, winorośl (oczywiście cały czas mam na myśli liście poddane oksydacji). To będa moje coroczne zbiory. Do tego dochodzić będą inne gatunki, oczywiście gdy czas pozwoli. 

Lubię wytwarzać te herbaty. Sam proces ich wytwarzania to coś pasjonującego. Samo zbieranie to czysta przyjemność. A jeszcze gdy wychodzi coś dobrego - tym bardziej to cieszy. 

Te wszystkie herbatki oksydowane - żadna wielka eksplozja smaków. Smakują podobnie jak herbata czarna z delikatnym posmakiem czegoś innego. Rzecz jasna - wypowiadam się subiektywnie na podstawie dotychczasowych doświadczeń. Jednak nie to jest najważniejsze. O wiele cenniejsze jest radość zbiorów i przetwarzania zamknięta w magiczny sposób w słoiczku herbatki oraz w szklance naparu. 


Komentarze