Po co gotuję co jakiś czas z "byle czego"

Podczas rozmowy z Kolegą padło pytanie, które można by sformułować następująco - po co ja się bawię w gotowanie z takich tanich produktów, takiego byle co. W sumie ciekawie postawione pytanie. Na zasadzie, czy nie stać mnie na coś lepszego. Bez przesady  - stać mnie. Na co dzień oczywiście jadam "lepiej" niż obiad z zupy partyzanckiej (przykład). Po co więc się w to bawię? uznajmy to za swoisty trening, forma doskonalenia (jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało), czy też nawet hobby. To jeden z powodów.

Prosta zupa - składniki ziemniaki, olej, cebula i stary szczypior oraz por (resztki z zamrażalnika)

Trening. Jeśli ktoś chodzi na chociażby siłownię, to można uznać, że ćwiczenia jakie wykonuje są bez sensu - zużywa energię (często i pieniądze), by sobie coś porobić, z czego korzyści (materialnego efektu) mieć nie będzie.  Jeśli ktoś coś zrobi konkretnego,  przykładowo - przekopie działkę lub zrobi remont - na namęczy się, zużyje energię, ale jest tego wymierny efekt. Ktoś pracuje fizycznie - no namęczy się (mniej lub bardziej) ale jest tego efekt - chociażby finansowy. A siłownia? No bez sensu teoretycznie. Teoretycznie tylko i powierzchownie - sens jest - to trening - a brak wymiernej korzyści jest czymś całkowicie nieistotnym - korzyścią jest trening sam w sobie. Innym przykładem może być jazda na rowerze - rower dla kogoś może być tylko tanim środkiem transportu - narzędziem by z punktu A dojechać do punktu B - jazda na rowerze sama w sobie może okazać się bez sensu - no bo po co. Ale to trening - celem jazdy jest sama jazda jako trening. Podobnie jest u mnie. Stać mnie na lepsze produkty i na co dzień gotuję lepiej i jadam lepiej. Jednak co jakiś czas ugotuję "coś z niczego" - własnie w ramach treningu. Ktoś kto trenuje fizycznie na siłowni, w razie jakiejś potrzeby lepiej sobie poradzi, gdy trzeba będzie coś "ciężkiego" zrobić, co wymaga siły. Podobnie u mnie - te treningi biednego gotowania na co dzień są po prostu formą hobby - jednak w razie konieczności - ja zwyczajnie mam sprawdzone i w miarę smaczne sposoby na ugotowanie czegoś z niczego. 

Hobby. Może i dziwne hobby, ale ja lubię gotować właśnie takie proste, biedne potrawy. To jest dla mnie coś ciekawego po prostu. Blogi i programy kulinarne pełne są przepisów i receptur na potrawy z dość drogich i bardzo wyszukanych produktów. Treści związanych własnie z tanim i kryzysowym gotowaniem jest zdecydowanie mało. A to w mojej ocenie dość ciekawe zagadnienie. To może być naprawdę coś ciekawego, jak to nakombinować, by z kilku prostych, banalnych produktów zrobić wiele w miarę różnorodnych i w mirę pełnowartościowych potraw. 

Komentarze